Krótka relacja z pierwszej części Majówki

Nasza Majówka stulecia trwa przez całe 9 dni! W tym czasie odwiedziliśmy dziadków, a teraz pozostały tydzień spędzamy zwiedzając wzdłuż i wszerz Jurę Krakowsko-Częstochowską.

U dziadków było wielkie grzebanie w ziemi – w domku „lotniskowym”, który dzieci zorganizowały sobie w kępie drzew, pomiędzy drogą a odgrodzoną działką, na której budowany jest nowy budynek. Ogrodzenie jest z blachy – więc dzieci wykorzystują to jako „ścianę”. W sobotę – grzebali w ziemi przez trzy czwarte dnia – poza przerwami na posiłki. Wrócili pod wieczór, obejrzeć bajki. Łobuz w między czasie zapomniał pobiec do ubikacji, więc po niej były dwa komplety ciuchów do prania. Po Nati i Księciuniu – po jednym. Więc w sobotę wieczór pracę przejęła pralka. I to nie taka super-hiper max wypasiona, jak u Matki Sanepid. Ale też fajna. Po godzinie ubrania były jakby dzieci wcale nie grzebały się w błotku, a rano – wszystko było suche i gotowe do kolejnego brojenia.

Niestety niedziela przywitała nas brzydką pogodą. Cóż było robić – dziewczyny wybrały się najpierw na pokazy gimnastyki artystycznej, a potem – uzupełnić zapasy spożywcze przed Wielką Majówką. I w poniedziałek wyruszyliśmy dalej.

Muszę przyznać, że w poniedziałek Księciunio przeszedł samego siebie. Zwykle jest tak, że jak gdzieś przyjeżdżamy, to pierwszy dzień dla niego jest bardzo ciężki. Biega, jak młody piesek obwąchując wszystkie kąty. Musi spróbować wszystkiego, już, teraz, zaraz, nie ważne, że przez następne parę dni będziemy w tym samym miejscu. Pod wieczór – atmosfera wokół niego była na tyle gęsta, że mieliśmy go ochotę ukisić w stojących na podwórku naszego „fotelu” (jak to mówi Łobuz) beczkach. Na szczęście szybko zasnął, a my z nim. Ale zanim jeszcze zasnęliśmy – odwiedziliśmy zamek Pieskowa Skała i Maczugę Herkulesa.

Wtorek za to był dniem słodkiej zemsty :). Postanowiliśmy przegonić dzieciaki trochę na piechotkę. I tak z Woli Kaliskiej wyruszyliśmy ślicznym szlakiem do Ojcowa i dalej do Groty Łokietka. I tu, czapki z głów, dzieciaki w marszu spisały się na medal. Nie jęczały, nie marudziły, podziwiały przyrodę (mega-giga ślimaki ;)), bobrowe żeremie (i nawet obgryzione przez bobry drzewa napotkaliśmy) i całą masę wapiennych skał. W drugą stronę odpuściliśmy tylko Łobuzowi, który wędrował na „baranach” mamy i taty, ale tylko dlatego, żebyśmy szybciej dotarli do miejsca noclegu. I tu – cudowne ozdrowienie zmęczonych 3 par małych nóżek – jeszcze przez godzinę kopali w piłkę przed domem. Bżesz, skąd ta dzieciarnia bierze tyle siły!!!???!!!

Ale, ale, tak sobie myślę, jak my do tego Londynu pojedziemy? To znaczy – nie chodzi mi o środek transportu tylko zapakowanie. Jadąc na 9 dni we czwórkę – mamy dwie torby podróżne, 4 plecaki i pierdylion reklamówek. Czy ktoś mnie może nauczyć pakować dzieciom rozsądną liczbę rzeczy? Bo zwykle, jak czegoś nie wezmę, to jest mi to najbardziej potrzebne i to już pierwszej dobie pobytu poza domem. Jak się pakujecie na podróże z dzieciakami, tak, żeby się ograniczyć do wszystkich potrzebnych rzeczy, nie prać (nie cierpię prać w rękach) i jeszcze wszystko pomieścić? Przecież w samolocie będziemy mieli ograniczony bagaż, nie to co we własnym aucie… Jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby – pls, poradźcie mi coś!!!

PS. A słyszeliście już o akcji Trójki „Orzeł Może”? Moje dzieciaki już podłapały piosenkę (mnie zresztą też wpadła w ucho):

Zaszufladkowano do kategorii Bywamy, Podróże | Tagi: Grota Łokietka, Jura krakowsko-częstochowska, majówka, Ojców | 3 odpowiedzi

H jak historia

Historia - świadek czasu, światło prawdy, życie pamięci, nauczycielka życia, zwiastunka przyszłości. 

/Cyceron/

Kwiecień i początek maja są szczególnymi miesiącami, kiedy co rusz świętujemy jakąś rocznicę, upamiętniamy straszne i piękne wydarzenia w naszej historii, itp., itd. Ale ja dziś nie o tych rocznicach i nie o tej historii chciałam. Choć też historycznie…

Otóż chciałam się Was zapytać, czy macie w domu tradycję przekazywania sobie rodzinnych opowiadań, historii, ba czasem nawet legend? U mnie w domu tradycja opowiadania o przodkach zawsze była bardzo silna. Opowiadała moja babunia, potem opowiadała moja mama. Czasem aż żałuję, że tego wszystkiego nie mogłam nagrywać, bo to były opowieści o różnych gałęziach rodziny, o różnych okresach, o różnych ludziach, których nigdy nie poznałam. A teraz już niestety do tych „źródeł” rodzinnej historii nie mam dostępu :(

Ale dzięki tym opowieściom rozkochałam się w badaniu historii rodziny – krótko mówiąc – zostałam genealogiem-amatorem. I dzięki tym opowieściom i zamiłowaniu do genealogii udało mi się odnaleźć gałąź rodziny zaginioną po II wojnie światowej – daleko, daleko, aż w Australii. A każdy odnaleziony przeze mnie przodek lub dokument go dotyczący, starszy niż sto lat jawi mi się jako ŚWIĘTY GRAAL. Zabawa jest o tyle lepsza, że Święty Graal jest jeden, a przodków mogę szukać tak długo, jak wiele jest starych dokumentów.

I mam nadzieję, że dzięki tym moim badaniom, moje dzieci kiedyś też pokochają historię tą najbliższą. Może lokalną. Może rodzinną. Bo przecież z takich małych historii buduje się duża historia kraju. W ten sposób buduje się patriotyzm – może taki lokalny, ale ważny.

Na razie dzieci proszą o opowieści o tym, jak byli mali, o swoich dziadkach, moich dziadkach, moim dzieciństwie. Razem oglądamy stare, rodzinne zdjęcia. Ale mam nadzieję, że kiedyś, kiedy będą już dostatecznie duzi, żeby zrozumieć, będę mogła pokazać im całe moje rodzinne archiwum i ich drzewo genealogiczne, bo przecież:

Studiowanie historii przygotowuje raczej do rozumienia teraźniejszości, niż do uciekania od niej w zamierzchłą przeszłość. 

/Elizabeth Kostova/

I nie pokładam w nich nadziei, że będą chcieli kiedyś uczestniczyć, czy kontynuować moje badania. Zresztą może to ja odkryję wszystko, co możliwe do odkrycia ;). Ale mam nadzieję, że będą tę historię pamiętać i o nią dbać, tak, żeby pamięć o nas nie umarła.

A teraz, na fali badania genealogii naszej rodziny, przy okazji majówki, jeden dzień poświęcimy na odwiedzenie miejscowości, w której urodziła się i żyła moja pra-pra babka i jej dzieci. I mam nadzieję, że dla naszej małej rodziny będzie to wielkie przeżycie :).

Zatem, odmeldowuję się na majówkę – zresztą po drodze będzie też Dzień Bez Komputera i zamierzam go uczcić całym tygodniem bez komputera ;). Chyba, że dostanę napadu weny, inwencji i kreatywności – wtedy do Was napiszę. Wypoczywajcie, bawcie się dobrze, odkrywajcie i wracajcie po weekendzie do Projektu Londyn 2014 :)

Zaszufladkowano do kategorii Kreatywnik, Nauka przez zabawę | Tagi: dzień bez komputera, genealogia, historia, majówka, opowieści, | Napisz odpowiedź

Mamusiek dzieło wspólne!

Pamiętacie „Lubię gdy nie ma prądu”? Oto efekt! Uważam, że jest super :)

Komedia omyłek – post scriptum ;)

No i już wszystko wiadomo!!!

Rzeczony zespół do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczący Księciunia składał się słownie z jednej osoby – wychowawczyni klasy, która po miłych wstępach poinformowała mnie, że Księciunio nadal powinien kontynuować zajęcia logopedyczne.

Ho, to każdy głupi wie, jak go posłucha ;).

Potem jeszcze chwilkę pogadałyśmy sobie na temat Księciunia – o moich obserwacjach, o wspólnym  froncie, itp.

Całe spotkanie trwało nie więcej niż 15 minut i to dlatego, że ja się rozgadałam.

Zatem – po raz kolejny okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują ;). Ale teraz jestem już bogatsza o doświadczenia matki pierwszoklasisty ;) ;) ;). Chrzest bojowy (prawie) zaliczony!

Zaszufladkowano do kategorii Uczestnicy | Tagi: strach ma wielkie oczy | Napisz odpowiedź

Komedia omyłek czyli trwoga i rozterki matki

AKT I

Czas: poniedziałek, po południu

Miejsce: szkoła Księciunia

Scena I

Księciunio: Mamo, mamo, mam dla Ciebie coś ważnego.

Ja (z zaciekawieniem, licząc na coś miłego): A co to takiego? Jakieś zaproszenie na urodziny do kolegi? Pokaż, proszę

Księciunio (wyciąga z zeszytu korespondencji kopertę): Proszę!

Ja (na stronie, do siebie): Hmmm, dziwne, koperta, zamknięta, zaadresowana do mnie i Misiolka – co to może być?

Ja otwiera kopertę i wytrzeszcza oczy ze zdziwienia

Ja: Zaproszenie na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia. O mój Boże!!! Na pewno coś przeskrobał i teraz okaże się, że nie mamy wystarczających umiejętności pedagogiczno-wychowawczych i nam go zabiorą. A potem Łobuza. O ja biedna, co ja pocznę!!!

Scena II

Ja łapie za telefon i dzwoni do koleżanki

Ja: Cześć! Chciałam zapytać czy Twój syn też przyniósł zaproszenie na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej.

Koleżanka: Nie, ale nie przejmuj się – takie zespoły powołują we wszystkich szkołach dla wszystkich dzieci prawie! To nic strasznego.

Ja oddycha z ulgą, ale słowa przyjmuje z pewnym niedowierzaniem.

Ja: No to dziękuję! Do usłyszenia! Pa!

Koleżanka: Pa!

Scena III

Ja wciąż w nerwach – łapie ponownie za telefon i dzwoni do siostry.

Ja: Cześć! Dzwonię do Ciebie, jako do autorytetu w sprawie wychowania własnych dzieci i mojej starszej siostry!

Siostra: Cześć! W czym Ci mogę pomóc?

Ja: Słuchaj, dostałam zaproszenie na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia. Ty przecież masz już dwójkę dorosłych chłopaków – bywałaś na czymś takim? Wiesz może co to za zespół?

Siostra: Nie, za naszych czasów czegoś takiego nie było. Ale nie przejmuj się – to pewnie takie pitu-pitu będzie.

Ja: No tak, pewnie masz rację. Choć i tak się denerwuję. No to pa!

Siostra: Pa!

Scena IV

Tego samego dnia, wieczorem – Ja wciąż w głębokim stresie zapytowywuje wszech-brata Googla o Zaproszenie na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia. Wszech-brat Googiel podaje informacje rzeczowo i uspokajająco, dzięki czemu Ja zasypia bez konieczności wypicia lampki wina tudzież środków na sen i uspokojenie.

AKT II

Czas: środa po południu

Miejsce: szkoła Księciunia

Ja po powiadomieniu wszystkich krewnych i znajomych królika o czekającej ją niedogodności, po której okaże się, że Księciunio albo niedostosowany społecznie, albo wybitnie uzdolniony (a najpewniej jedno i drugie – jak to u geniuszy zwykle bywa) udaje się na spotkanie  zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia.

Ja (czując pewną ekscytację przed spotkaniem): Już prawie czas, a jeszcze nikogo nie ma. Hm, to ciekawe.

Ktoś idzie.

Ja: Dzień dobry!

Ktoś: Dzień dobry! (i wchodzi do sali, w której ma się odbyć  spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia.)

Ja po odczekaniu kilku minut wchodzi do sali

Ja: Dzień dobry. Czy tu odbędzie się  spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia?

Ktoś: Ojej, na prawdę! A ja sobie tu pracę przyniosłam. A taki mam bałagan w klasie. Ale proszę, pójdziemy sprawdzić do pokoju nauczycielskiego. Która to klasa?

Ja: 1b

Ktoś i Ja udają się do pokoju nauczycielskiego

Ktoś: Czy dziś jest  spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla 1b?

Ktoś nr 2: Nic nie wiem.

Ktoś nr 3: Chyba nie

Ktoś (patrząc na plan spotkań zespołów): O nie, jutro jest o 16.30.

Ja (z policzkami czerwonymi od wstydu, nie wiedząc gdzie podziać wzrok i w zasadzie całe swoje 62 kilo): To ja dziękuję bardzo i przepraszam za zamieszanie.

Ja wraca do domu wściekła na siebie, że nie wzięła z domu zaproszenia na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia, choć Misiolek rano pytał czy go bierze. A Ja z pełną świadomością powiedziała, że nie bo wszystko wie.

EPILOG

Czas: środa, po południu

Miejsce: przystanek autobusowy przy jednej z warszawskich stacji metra

Dzwoni telefon Ja

Ja (zdziwiona, że dzwoni numer zastrzeżony): Halo!

Głos w słuchawce: Dzień dobry! Mówi wychowawczyni Księciunia. Ja dzwonię w sprawie zaproszenia na spotkanie zespołu do spraw pomocy psychologiczno-pedagogicznej dotyczące Księciunia. Bo to spotkanie jest jutro.

Ja (przepraszająco za całe zamieszanie): Tak wiem. Nie wiem tylko, dlaczego od początku wydawało mi się, że 25 kwietnia w tym roku wypada w środę!

Kurtyna

Komentarz od autora: wyobraźcie sobie, że tak się przejęłam tym całym zespołem, że kompletnie pomyliłam dni. Zatem jutro idę na zespół. I mam nadzieję, że tym razem zespół też tam będzie ;)

Zaszufladkowano do kategorii Uczestnicy | Tagi: pomyłka | Napisz odpowiedź

Krótki wpis z okazji Światowego Dnia Książki

Ponieważ podstawą Projektu Londyn 2014  są książki – dziś poświęcę im szczególną uwagę. Ale tym razem będą to książki, które mnie zainspirowały.

Pierwsza to książka co nieco o Londynie. Bo przecież nie mogłoby być inaczej. I wcale nie zainspirowana wczorajszym oglądaniem filmowej adaptacji. Po prostu, to była jedna z tych książek, która zmusiła mnie do myślenia i zastanowienia się, co by było gdyby. Mam na myśli „Kod Leonadra DaVinci” Dana Browna. Tak, wiem, nie jest to literatura wysokich lotów, ale trzeba przyznać, że Brown „odwala” kawał dobrej roboty dokładając do różnych legend, mitów itp. swoją opowieść. Pomijam już fakt, że to książka sensacyjna, która w całości dzieje się w pięknych sceneriach Paryża, Londynu, a potem w Rosslyn (niedaleko Edynburga). Już same opisy historycznych miejsc i powiązanych z nimi legend mogłam chłonąć. Na dodatek jeszcze te zagadki – odpowiedź na jedną, prowadzi do drugiej, oj przyjemny dreszczyk!

No i na koniec książki zostałam z pytaniem – a jeśli to wszystko prawda? Jeśli ktoś kiedyś postanowił nie ujawnić całej prawdy, zataić ją, zrobić swoją prawdę? W końcu, jak powiedział kiedyś Napoleon: „Historia to uzgodniony zestaw kłamstw”. Jeśli Jezus faktycznie miał potomków? Jak by to na mnie wpłynęło? Na moją wiarę?

Do książki tej powracam często i teraz już te wątpliwości mnie nie dręczą. Ale przyznam – że trochę namieszała mi w głowie.

Druga książka, o której chciałam Wam dziś opowiedzieć związana jest z kolei z moim pierwszym pobytem w Londynie. Otóż dawno, dawno temu, kiedy pierwszy raz przyjechałam do mojej, jak się potem okazało, ukochanej metropolii, wpadła mi w ręce książka, która wciągnęła mnie doszczętnie. To książka „Wyznania Gorszycielki. Pamiętniki Ireny Krzywickiej” w opracowaniu Agaty Tuszyńskiej. Wchłonęłam ją! Doskonale się ją czytało. Opowiadała o życiu Ireny Krzywickiej, można by rzec – pierwszej polskiej feministki, muzy Boya-Żeleńskiego, pisarki, w okresie przedwojennej Warszawy. Tak cudnie mi się ją czytało, że jakieś 3-4 lata temu udało mi się sięgnąć także do „Długiego życia Gorszycielki” – i ta książka także bardzo mi się podobała.

Z innych pozycji – była jeszcze „Madam” Antoniego Libery, pokochałam też Tyrmanda, za jego cudne opisy życia w powojennej Warszawie, czy Marqueza i jego „Sto lat samotności”, ale to już zupełnie inna historia :)

Zaszufladkowano do kategorii Czytamy i oglądamy, Polecamy | Tagi: Agata Tuszyńska, Dan Brown, Irena Krzywicka, Kod Leonarda DaVinci, , wyznania gorszycielki | Napisz odpowiedź

Rozwiązanie wiosennego konkursu

Tak jak obiecałam na Facebooku – dziś rozwiązanie wiosennego konkursu Projektu Londyn 2014.

Waszym zadaniem była odpowiedź na pytanie: Co zrobię, kiedy nareszcie przyjdzie wiosna? Zainteresowanie konkursem może nie było powalające ;), ale pocieszam się tym, że po prostu większość z Was wiosnę poczuła już wcześniej, dlatego nie brała udziału…

Nie obyło się też bez komplikacji: obiecałam Wam, że jeden z zestawów nagród otrzyma ta osoba, której wpis polubi najwięcej osób. Niestety, żaden wpis nie został polubiony, co każe mi wyciągnąć wnioski na przyszłość i jakoś inaczej organizować konkursy ;).

Wpis, który ja doceniłam natychmiast wpadł mi w oko ;). Pozostała zatem kwestia przyznania drugiego zestawu nagród. Koniec końców, po długim namyśle, czytaniu wpisów konkursowych ciągle i wciąż, postanowiłam zdobywczynię drugiego zestawu wylosować. Wszystkie pozostałe wpisy bardzo mi się podobały i opowiadały o tym, co i ja chciałam zrobić wraz z początkiem wiosny (no może nie co do szczegółów, ale …).

No dobra. Nie przedłużam.

Zdobywczynią pierwszego zestawu nagród została Mordoklejka838. A w nagrodę otrzymuje:

Zestaw 1: serum liftingujące biust tołpa dermo body mum oraz książka Dom i Ty. Mieć wreszcie więcej czasu

Zestaw I

Natomiast w drodze losowania II zestaw otrzymuje Umi.
Zestaw II składa się z dwóch książek: Pocałuj tę żabę oraz Pilates z drobnymi przyrządami.

Zestaw II

GRATULUJĘ obu Paniom :)!!!

I proszę o kontakt mailowy lub na FB, żebym mogła wysłać Wam nagrody.

Zaszufladkowano do kategorii Blog, Wydarzenia | Tagi: konkurs, wiosna | Napisz odpowiedź

Do moich czytelników z Londynu

Ten wpis kieruję przede wszystkim do moich londyńskich czytelników, ale też do wszystkich, którzy dobrze znają Londyn i mogą mi doradzić.

Czytamy właśnie od Wielkanocy pierwszą część Mary Poppins (Mary Popino – jak mówi Łobuz;)). Dzieciaki wpadły po uszy i bardzo im się podobają przygody, które Janeczka z Michasiem przeżywają razem z tą niezwykłą nianią.

Ostatnio czytaliśmy rozdział o Bajkosi. I w tym rozdziale jest piękny opis sklepiku ze słodyczami i piernikami, którego nikt jeszcze nie widział:

Lekko pchnęła wózek, który skręcił w bok i nagle się zatrzymał. Janeczka i Michaś również zatrzymali się nagle; stali przed najdziwniejszym sklepem, jaki kiedykolwiek widzieli w życiu. Był bardzo mały i brudny. Spłowiałe skrawki kolorowego papieru wisiały w oknach, a na półkach stały zniszczone pudełka z landrynkami i starymi karmelkami. W innych leżały wyschnięte herbatniczki i twarde ciastka z jabłkami. Między oknami były niewielkie, ciemne drzwi, przez które Mary wtoczyła wózek; Janeczka i Michaś weszli za nią. Wewnątrz sklepu dzieci widziały niewyraźnie oszklony kontuar, ciągnący się wzdłuż trzech ścian. W gablocie pod szkłem leżały długie szeregi brunatnych suchych pierniczków tak oblepionych złotymi gwiazdkami, że cały sklep zdawał się nimi oświetlony.”

I teraz moja prośba do czytelników mieszkających w Londynie, lub dobrze znających miasto. Czy kiedykolwiek rzucił się Wam w oczy sklep, który mógłby choć trochę przypominać ten sklep z powyższego opisu? Jeśli nikt – to bardzo Was proszę, rozglądajcie się podczas wiosennych spacerów. Myślę, że wizyta w sklepie Bajkosi (Mrs. Corry) byłaby świetną niespodzianką dla dzieciaków.

Ja szukałam trochę w internecie i oto, co znalazłam. Może ktoś z Was może mi coś o tych sklepach poniżej powiedzieć:

http://www.mrsimmsoldesweetshoppe.co.uk/

Wiem, że to sieciówka, więc nie jestem do końca pewna, czy będzie odpowiadać powyższemu opisowi. Ale z zewnątrz i też opisu słodyczy, które mają – wyglądają smakowicie ;)

http://messywitchen.com/talk-food/hardys-original-sweet-shop-london/

No i znalazłam jeszcze taki artykuł w Time Out. No i siedzę przed kompem i się ślinię ;) na myśl o tych wszystkich słodkościach, które widzę na zdjęciach.

A może znacie jeszcze coś innego, jakiś mały sklepik ze słodkościami, nie koniecznie w centrum Londynu, ale taki z klimatem. Bardzo liczę na Waszą pomoc!!!

Formy Kolory – uwolnij wyobraźnię

Po poniedziałkowym odkryciu Form Kolorów, niecierpliwie przebierałam nóżkami czekając weekendu, bo wiedziałam, że ta pierwsza wizyta tam musi być celebrowana ze spokojem i bez nerwów. Przez cały tydzień rano przechodząc z Księciuniem nosy przyciskaliśmy do szyby, żeby jak najwięcej zobaczyć. Aż w końcu nadszedł upragniony dzień!

Gdy w sobotę dzieci były wyspane, nakarmione i w znakomitych humorach – wyruszyliśmy.

Na dzień dobry przywitała nas przemiła pani z obsługi, która oprowadziła nas po Formach Kolorach opowiadając o każdym z działów jak najwięcej. A działów jest 6:

  • Dekorowanie tortów:

  • Tworzenie biżuterii:

  • Dział filcu

  • Malowanie porcelany:

  • Wyrób świec:

  • Wyrób mydełek:

Przy każdym z działów znajduje się instrukcja, co można dobrać do dekorowania, co ile kosztuje, jak przebiega cały proces.

Dodatkowo przestronne jasne, sale, stoliczki mniejsze i większe, możliwość wypicia kawy itp. Jest też i dział sklepowy – w którym można zakupić książki dotyczące różnego rodzaju rękodzieła – od dekorowania cupcake’ów, po bardziej skomplikowane wyplatanki, wyszywanki, itp., zestawy do kreatywnej zabawy w domu, a także elementy do tworzenia własnych dekoracji w domowym zaciszu.

Po długiej naradzie rodzinnej, zdecydowaliśmy się na własnoręczne udekorowanie tortu oraz wykonanie świeczki. W końcu coś musi zostać na inne wizyty – żebyśmy mieli po co tu wracać – bo warto!

Świeże torty do Form Kolorów dostarcza firma Blikle i można wybrać jeden z trzech rozmiarów. Każdy tort powleczony jest białym lukrem. Ale wszystko można zmienić własnoręcznie. My zaczęliśmy od pomalowania lukru na piękny niebieski kolor. Potem wyposażeni w kolorowe masy cukrowe, foremki do wykrawania i inne gadżety dekoracyjne, zabraliśmy się do zabawy. I naprawdę była do świetna zabawa!!! Wykrawaliśmy, lepiliśmy, przyklejaliśmy i nie ukrywam, że dzieciaki podjadały trochę tych słodziutkich lukrów.

This slideshow requires JavaScript.

Tu możecie obejrzeć nasz proces tworzenia tortu. A jaki był pyszny! :)

Wszystkie zdjęcia by Misiolek

Potem przystąpiliśmy do wybierania artykułów do wykonania świeczki. Można wybierać nie tylko wzór świeczki, jej wielkość czy kolor wosku, ale nawet aromat, którym będzie pachnieć przy paleniu się. Świeczkę można uzupełnić o woskowe figurki lub mini-świeczuszki, można też powycinać napisy z wosku. W wielkich wiadrach znajdują się ogromne ilości woskowych kostek w przenajróżniejszych kolorach – tylko wybierać i przebierać :). Po ułożeniu kostek w formie – jedna z miłych pan z obsługi zalewa formę gorącym białym woskiem z wybranym przez nas zapachem i świeczka idzie się studzić w kąpieli wodnej.

This slideshow requires JavaScript.

A tu tworzymy naszą świeczkę :)

Wszystkie zdjęcia by Misiolek

Zarówno tort, jak i świeczkę można zabrać tego samego dnia do domu. Kilka dni trzeba poczekać tylko na porcelanowe figurki (których wybór jest przeogromny – od malutkich solniczek, poprzez różne kubki, talerze aż do całkiem ogromnych mis) – jest to związane z procesem wykończenia pomalowanego produktu.

Czekamy aż świeczka stwardnieje

Foto: Misiolek

Formy Kolory będą rozszerzać swoją ofertę również o przyjęcia urodzinowe, warsztaty tematyczne, ofertę dla szkół, przedszkoli i firm.

Formy Kolory to miejsce, gdzie kolejna mama wzięła sprawy w swoje ręce. I kolejne, które powstało dzięki inspiracji i zabawie z własnymi dziećmi. Właścicielka wcześniej te wszystkie rzeczy, które udostępnia nam robiła ze swoimi dziećmi w domu, do czasu aż znajomi poradzili, żeby zrobiła z tego biznes. I według mnie jest to innowacyjne miejsce w skali kraju – jeszcze się z podobnym miejscem nie spotkałam. To miejsce, gdzie można w chwilę przygotować bardzo oryginalny prezent, spędzić z przyjaciółką czas przy kawie jednocześnie robiąc bransoletki lub zabrać dzieci na wspólne twórcze spędzenie czasu.

Nasze dzieciaki były wniebowzięte wizytą w Formach Kolorach i już licytują się, co będziemy robić i jak podczas naszej następnej wizyty tam. Bo na pewno do Form Kolorów będziemy wracać – i to nie jeden raz!

Jeśli chcielibyście trafić do Form Kolorów, to znajdziecie ich na Facebooku oraz na razie w Warszawie na ul. Hożej 19 – w samym centrum :).

Uwaga: Formy Kolory ufundowały dla czytelników Projektu Londyn 2014 bon o wartości 50 zł do wykorzystania w jednym z sześciu działów kreatywnych Form Kolorów w Warszawie na ul. Hożej 19. Wystarczy polubić Formy Kolory oraz Projekt Londyn na FB i zgłosić się w komentarzu do tego posta. Losowanie ręką Łobuza – 6 maja 2013 r. o godz. 19.00. Do tego czasu – czekamy na Wasze zgłoszenia

Zaszufladkowano do kategorii Bywamy, Nauka przez zabawę, Polecamy | Tagi: bransoletki, dekorowanie tortów, Formy Kolory, kreatywne zajęcia, losowanie, malowanie porcelany, robienie świec | 7 odpowiedzi

Kto lubi Misia Paddingtona?

Otrzymałam dziś kolejny list od Pana Michaela Bonda – autora przygód Misia Paddingtona. Pan Bond zgodził się udzielić wywiadu dla Projektu Londyn 2014!

Zatem macie niepowtarzalną okazję do zadania Panu Bondowi pytania za moim pośrednictwem. Wystarczy wpisać pytanie w komentarzu poniżej, a ja wysyłając następny list – przekażę je Panu Bondowi. Nie bójcie się również poprosić Waszych dzieci o pomoc – mogą to też być ich pytania.

Na Wasze pytania czekam do końca kwietnia :)

Zaszufladkowano do kategorii Listy, Wyprawa Projekt Londyn 2014 | Tagi: Michael Bond, miś Paddington, wywiad z autorem, zadaj pytanie | Napisz odpowiedź