Zostały ostatnie dwa kontynenty w naszej zabawie W 7 bajek dookoła świata. Dwie Ameryki. Dziś -IHAAA! – zabieramy Was na Dziki Zachód – czyli Ameryka Północna, a za tydzień – Południowa. Zbliżamy się do wielkiego finału!
Bardzo dziki Zachód
Naszą podróż za ocean rozpoczęliśmy, jak zawsze od studiowania mapy. Zobaczyliśmy, że Ameryka Północna to kontynent, który składa się z 2 bardzo dużych państw i wielu malutkich. Przyglądając się mapie Stanów Zjednoczonych odkryliśmy, że USA to kraj rewolwerów (o, to bardzo zaciekawiło Księciunia), Indian, donatów, Supermana, King Konga oraz jak zauważyła Łobuz – Statuy Wolności (wyobraźcie sobie Łobuza ze szczotką do włosów w ręce, która krzyczy – Ja jestem Statuą Wolności:)).
Baśnie indiańskie
No tak, nie mogło być inaczej – sięgnęliśmy do baśni Indian, przy okazji dowiadując się, dlaczego rdzenni mieszkańcy Ameryki nazywani są Indianami. Korzystaliśmy z książki Ireny Przewłockiej Baśnie Indiańskie, a na potrzeby projektu wykorzystaliśmy pierwszą pt. Kruk i Przepaść Siedmiu Diabłów.
Zdjęcia książki pochodzą ze strony http://www.book.hipopotamstudio.pl/?p=1209
Generalnie cała książka opowiada o potężnym wodzu Kruku-Białe Pióro.Opowiadanie, które czytaliśmy razem opowiadało o tym, skąd wziął się Kruk i jego magiczne wręcz zdolności, o jego przybranej matce – Loo-wit, jej zazdrosnym bracie Ahcza-kud i o tym, jak Kruk został wodzem plemienia. Z pewnością przeczytamy też resztę opowiadań o Kruku, bo jesteśmy bardzo ciekawi, jak wyglądało jego życie po tym, jak został wodzem.
Wspomnień czar
Będąc na fali Indian, wróciliśmy wspomnieniami do 6 urodzin Księciunia, kiedy to wymyśliłam mu na przyjęciu urodzinowym zabawę w Indian właśnie. Były pióropusze, zdobywanie indiańskich imion, ćwiczenie indiańskich sprawności takich jak zwinność, gibkość i szybkość oraz indiańska piosenka :). Zabawa z gromadą dzieciaków była przednia!!!
Czas na deser
Tym razem nie porwałam się na deser rodem z wioski indiańskiej. Owszem, przeglądnęłam kilka (w sieci jest ich całkiem sporo), ale jako że wirtuozem kuchni nie jestem, postawiłam na coś prostszego, a zarazem takiego, co do czego miałam pewność, że całej rodzince smakować będzie.
Zatem razem z Łobuzem przygotowałyśmy pieguski, nazywane American Chocolate Chips Cookies. Od razu powiem też, że przepis wzięliśmy STĄD, choć za pierwszym razem zdecydowałam się przygotować ciasteczka z połowy porcji. I dobrze zrobiłam, bo wyszło ich całkiem sporo. Ale były tak pyszne, że i tak zniknęły w mgnieniu oka, czyli w czasie jednego wieczoru :). Wyśmienitym dodatkiem do ciasteczek był kubek zimnego mleka (jak stwierdziłam chwilę po zrobieniu zdjęć – w kubeczkach bardzo dobrze pasujących do naszej amerykańskiej opowieści – bo w końcu McDonald’s to jedna z lepiej znanych na świecie amerykańskich firm ;))
A teraz pędźcie sprawdzić, co słychać w Ameryce u innych mam:
cudne rysunki dzieciaków! a co do deseru to szybko zjadlam sniadanie żebym mogła Was przeczytać
I tak zgłodniałam… dieta, ech…
Pyszności!!!!
Zapachniało, a już tak późno… pożre dzieciom czekoladę i nie będzie to moja wina
A wiesz ze ja zanim poczytałam twoje dzieło nowego odcinka bajkowego projektu, upiekłam swoje z orzechami i czekoladą:) Podobne smaczki….
Ihaaa! No wyobraziłam sobie Twoją Statuę :)))
Fajne wspomnienia indiańskie macie, a zakończenie przepyszne!
Te ciasteczka jakie fajne !