Paszport dla dziecka – czyli nie taki diabeł straszny

Już tylko nieco ponad miesiąc został do naszego wyjazdu do Londynu. Znaczy najwyższy czas sprawdzić, czy wszyscy mamy potrzebne dokumenty :). No, nie wszyscy. Matce brakowało dowodu osobistego, a Łobuzowi – paszportu. Zatem – pora zrobić paszport dla dziecka.

Czytaj dalej

Czym jest finansowanie społecznościowe

Pewnie niektórzy z Was zastanawiają się czym tak naprawdę jest portal Polak Potrafi i dlaczego z jego pomocą zbieramy środki na przygotowanie naszej internetowego rodzinnego przewodnika po Londynie śladami bajek KLIK.

Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Podróże | Tagi: crowdfunding, finansowanie społecznościowe, polak potrafi | 6 odpowiedzi

Mój magiczny Wrocław

O tym, że weekend odwiedziłam Wrocław, wiecie już stąd KLIK, ale dziś jeszcze chciałam napisać Wam nieco więcej o samym mieście i zachęcić do wybrania się tam z dziećmi, bo to zaiście miasto nieco magiczne.

Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Bywamy, Podróże, Polecamy | Tagi: krasnale, magia, mostek pokutnic, Wrocław | 17 odpowiedzi

Daleko jeszcze?

Jeśli podróżujecie z dziećmi, pewnie często słyszeliście, nawet zaraz po wyruszeniu w drogę: Mamo, a daleko jeszcze? Dziś parę porad, jak skrócić dziecku czas oczekiwania na dotarcie do celu podróży.

Czytaj dalej

Zaszufladkowano do kategorii Kreatywnik, Podróże | Tagi: kreatywne podróżne z dziećmi, podróże z dziećmi | Napisz odpowiedź

Wędrówek śladami szopek ciąg dalszy

Pisałam Wam przy okazji Bożego Narodzenia o naszym zwyczaju oglądania różnych szopek w okresie świątecznym. Tym razem odkryliśmy dwie ciekawe szopki wędrując południem kraju.

Pierwsza z szopek znajduje się w niewielkiej miejscowości na Żywiecczyźnie – Radziechowy-Wieprz. Kościół pod wezwaniem Św. Marcina rok rocznie przygotowuje ruchomą szopkę. Żebyście mogli docenić w pełni piękno tej szopki – przygotowałam dla Was króciutki film. Przygotowałam i diabeł go ogonem nakrył :(. Nie ma, nie nagrał się, zniknął. Musicie mi uwierzyć na słowo, a jeszcze lepiej – pojechać sami i zobaczyć. Generalnie nasze dzieciaki nie chciały za bardzo wychodzić z kościoła, tak były zapatrzone w szopkę.

Z kolei w niedzielę niespodziewanie wybraliśmy się na koncert kolęd zaprzyjaźnionego z rodziną księdza. Koncert odbywał sie w Bazylice Salwatorian w Trzebini – http://www.trzebinia.salwatorianie.pl/. Był to koncert kolęd i pastorałek góralskich, a wykonawacami byli ksiądz Rafał Wierzbiak i Krzysztof Dłubisz. Wszystkie nasze dzieciaki chętnie śpiewały znane im kolędy i poznawały nowe. Po koncercie kupiliśmy płyty, z których całkowity dochód przeznaczony był na rzecz dzieci w Tanzanii. TU możecie przeczytać więcej o koncercie i jego wykonawcach.

A my mieliśmy też okazję obejrzeć szopkę podświetlaną w Bazylice.

Teraz kontynuować będziemy oglądanie szopek już w Warszawie. Być może coś ciekawego jeszcze Wam podrzucę :).

Żeby Święta nie minęły tak szybko…

Święta, święta i po świętach? O nie, co to, to nie! Trzeba zatrzymać ten świąteczny nastrój na dłużej.

A jak? Nasz przepis na to, żeby poczuć dłużej świąteczną atmosferę i nie spędzić całego Bożego Narodzenia tylko objadając się i oglądając w kółko te same filmy i bajki to zwiedzanie bożonarodzeniowych szopek w okolicznych kościołach. I nie tylko.

Ponieważ Święta spędzamy zazwyczaj na Śląsku, odwiedziliśmy żywą szopkę – Strumieńskie Betlejem przy Parafii Św. Barbary w Strumieniu. Dzieci mogą podziwiać tu wiele żywych zwierząt – między innymi renifery, wielbłąda, alpaki, lamy, ptactwo domowe i nie tylko. Godziny otwarcia szopki znajdziecie TU.

Żywą szopkę można też zobaczyć w Rancho pod Strusiem w Bielsku-Białej. Wszystko o tej szopce znajdziecie o TU.

Zwykłe szopki oglądamy też w kościołach, starając się trafić w godziny poza mszą – wtedy dzieci mogą się na nie spokojnie napatrzyć. To taki nasz „Świąteczny Rajd”.

Zdjęcia szopek pochodzą ze strony
http://bielskobiala.naszemiasto.pl/artykul/galeria/1231903,najpiekniejsze-stajenki-w-bielskubialej-plebiscyt-aleksandrowice-parafia-swietego-maksymiliana-kolbego,galeria,1985087,id,t,tm,zid.html

A jakie są Wasze świąteczne pomysły na utrzymanie ducha Świąt i wspomnień?

Wąż w kieszeni, czyli jak zaoszczędzić na wymarzoną podróż

Chcesz zrealizować wielką podróż życia, ale nie masz na nią środków? Nie biadol, tylko dobrze zaplanuj!

Ponieważ wyznaję zasadę, że jeśli się czegoś wystarczająco mocno pragnie, to zawsze można to osiągnąć i w tym podejściu utwierdziła mnie też ostatnio Tekstualna postanowiłam podzielić się z Wami moimi pomysłami (wypróbowanymi) na to, jak uzbierać sobie pieniądze na każdą podróż (a w zasadzie na każdą zachciankę), która się Wam zamarzy.

NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH, SĄ TYLKO TRUDNE DO ZROBIENIA

1. Zaplanuj wyjazd wcześniej – będziesz miecz więcej czasu na oszczędzanie. Wybierz termin wyjazdu i kierunek, żeby wiedzieć ile mniej więcej środków będziesz potrzebować i do kiedy.

2. Zbieraj drobne do skarbonki – szykując się do Projektu Londyn 2014 umówiliśmy się, że będziemy odkładać wszystkie 5-złotówki. W tej chwili mamy w nich ponad 1.000 zł, a do wyjazdu jeszcze sporo czasu.

Świnka – na podróż do Londynu

3. Jeśli masz taką możliwość – załóż sobie subkonto do oszczędzania z przeznaczeniem tylko na wyprawę. Jeśli na koniec miesiąca – tuż przed wypłatą masz jakieś (nawet kilkuzłotowe) oszczędności – przelej je na to subkonto.

4. Jeśli zamierzasz wyjechać za granicę – kupuj walutę z wyprzedzeniem. W kantorach internetowych możesz wymieniać nawet małe kwoty. Rób to wtedy, kiedy kurs jest korzystniejszy, a nie tuż przed wakacjami, kiedy zwykle waluty drożeją.

5. Chcesz mieć więcej przyjemności w podróży? Umów się z samym sobą, że zrezygnujesz z jakiejś swojej codziennej przyjemności – może z częstego kupowania czekolady, chipsów lub lodów. Za każdym razem, kiedy odmówisz sobie przyjemności – zaoszczędzoną kwotę włóż do skarbonki lub na konto.

6. Weź dodatkową pracę – może jednorazowe zlecenie? Przez jeden miesiąc takiej dodatkowej pracy możesz znacząco zwiększyć budżet wyprawy.

7. Rezerwuj z wyprzedzeniem, szukaj promocji i okazji, staraj się negocjować tam, gdzie to możliwe – loty, hotele, zwiedzanie – jeśli znasz kierunek i wiesz odpowiednio wcześnie, gdzie pojedziesz – możesz trafić prawdziwe rarytasy.

8. Zamiast noclegów w drogim hotelu – możesz też wypróbować CoachSurfing. Porady na temat, jak korzystać przeczytasz u Volfee’iego.

9. Zdecyduj, co jest priorytetem wyprawy. I na to w głównej mierze przeznacz swoje oszczędności – może to być lokalna kuchnia, albo zabytki. Rozglądnij się też za atrakcjami, które oprócz dojechania do nich nie wymagają płacenia.

10. Wciąż brakuje Ci środków? Wykorzystaj serwisy crowdfundingowe np. Polak Potrafi

11.  Ustal sobie realistyczny dzienny limit wydatków na jedzenie i inne atrakcje – pilnuj go, jak oka w głowie – wtedy łatwiej Ci będzie zapanować nad tym, by nie przekroczyć budżetu. Jeśli danego dnia będziesz mieć oszczędności – zawsze możesz je przeznaczyć na dodatkowe lody lub zakup pamiątki ;).

A potem – w drogę, po przygodę :)

Zdjęcie tytułowe jest autorstwa Marka Laita/marklaita.com

Jak latać tanio? – Praktyczne porady

Volfee pisze dziś o tanim lataniu – temat jak znalazł dla nas :)

Majówki ciąg dalszy

Zatem wylądowaliśmy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, dzieciaki szalały, a my staraliśmy się te szaleństwa ukierunkować na właściwe tory.

W środę postanowiliśmy dać odpocząć nieco małym nóżkom i postanowiliśmy trochę Jurę poobjeżdżać. No i tym razem nie obyło się bez przygód. Bo najpierw postanowiliśmy pojechać do Wierbki. I nieopatrznie, Misiolek i Agi postanowili, że to ja będę nawigacją. Ha, ha, ha, jakby nie wiedzieli, że ja zawsze prowadzę na manowce ;). No i oczywiście i tym razem 30 minut szukaliśmy niewielkiej miejscowości pod Pilicą. Ale ile było radości, jak w końcu znaleźliśmy Wierbkę i ruiny pałacu Moesów.

Ruiny w Wierbce

Po Wierbce – łatwiej już było nam trafić do ruin w Smoleniu – w końcu w drodze do Wierbki obok nich przejeżdżaliśmy. W Smoleniu zwiedzaliśmy zamek rycerski, wzniesiony w XIV wieku – też nie wiele z niego pozostało, ale widać tam już jakąś rękę, która zabezpiecza mury.

Nati i Łobuz w Smoleniu

Dalej ruszyliśmy do Bydlina. I tu tym razem my staliśmy się atrakcją niemalże turystyczną. Otóż ruiny zamku w Bydlinie znajdują się nieopodal kaplicy cmentarnej i cmentarza. I bardzo się zdziwiliśmy, że 1 maja o godzinie 14.00 w Bydlinie odprawiany był pogrzeb. Musiała to być znana osobistość Bydlina, bo wszyscy żałobnicy nie zmieścili się w kaplicy i spora ich liczba znajdowała się przed nią. A my musieliśmy chcąc dostać się na wzgórze z ruinami przejść koło nich wszystkich. I oczy wszystkich tychże żałobników zwrócone były w naszą stronę. Czuliśmy się  wszyscy nieco jak jakieś rzadko spotykane okazy przyrodnicze ;).

Młodsza część Projektu Londyn w Bydlinie

Tego dnia najbardziej rozczarowały nas ruiny zamku w Rabsztynie. Kiedy w 2005 r. razem z Misiolkiem zwiedzałam ten zamek – był dostępny bez problemów. A tym razem pocałowaliśmy klamkę bramy. Żadnej informacji o godzinach otwarcia, zwiedzania czy czegokolwiek. Szkoda. Bo to niezły kawał historii do obejrzenia. Szczęśliwie, honor Rabsztyna uratowała karczma na podzamczu z wyśmienitym jadłem.

Czwartek przywitał nas deszczem. I postanowiliśmy zatem odwiedzić Kraków. W planie było muzeum przyrodnicze, próba sforsowania podziemi pod Rynkiem z nadzieją również na akcję Orzeł Może na Małym Rynku. I tak – Muzeum Przyrodnicze było strzałem w dziesiątkę. Dzieciaki oglądały owady (na szczęście martwe ;)), minerały i skamieniałości (w tym także wybierały takie, który im się najbardziej i najmniej podobały), różne pływająco-pełzające zwierzaki, na a największą atrakcją była głowa mamuta – jak to dzieciaki zgodnie określiły – Mańka. Okazało się też, że kość z nogi mamuta jest prawie tak długa, jak wysoki jest Księciunio i że Łobuz jest stanowczo od niej mniejszy ;).

W muzeum przyrodniczym

Podziemi nie sforsowaliśmy, bo to taka atrakcja, że bilety były dostępne dopiero na niedzielę – a tyle czasu na czekanie nie mieliśmy. Ale nic to – będzie znów po co wrócić do Krakowa. Zawsze zostawiamy sobie w Krakowie coś na następny raz. Za to odwiedziliśmy Wieżę Ratuszową na Rynku (w górę, w górę i w górę ;)) oraz Kamienicę Hipolitów z wystawą dotyczącą wychowywania dzieci w dawnych czasach „Nie garb się”.

Wieża Ratuszowa na Rynku w Krakowie

Na wystawie największe wrażenie na dzieciakach zrobiły zabawki – i to wcale nie takie bardzo archaiczne tylko klocki drewniane do budowania, jojo i stukające o siebie kulki. Takie zabawki to ja jeszcze pamiętam ze swojego dzieciństwa. W Kamienicy Hipolitów wrażenie na dzieciach zrobiła szklana muchołapka, nocnik wyglądający jak zwykłe krzesło z oparciem i stolik do szycia.

W piątek odwiedziliśmy zamek w Ogrodzieńcu. Widać tu dobrego gospodarza zamku i okolic, bo przez 8 lat rozwinęło się sporo infrastruktury wokół: jest Park Miniatur, Park Linowy i Gród na pobliskiej górze Birów. Niestety, niesprzyjająca pogoda sprawiła, że ledwo udało nam się zwiedzić zamek i wszyscy wyjechaliśmy stamtąd z wyjątkowym niedosytem. Jednak odwiedziny w Ogrodzieńcu zaowocowały pomysłem na skarb, którego będą szukać dzieciaki podczas wyjazdu do Londynu. Otóż zwieńczeniem całego londyńskiego questu będzie odnalezienie skrzyni pełnej kamieni i minerałów. Na razie zakupiliśmy po trzy sztuki cytrynów i różowego kwarcu. I obiecaliśmy sobie, że przy różnych okazjach będziemy dokupywać. No i jeszcze kwestia szkatułki na „skarby” :).

W Ogrodzieńcu

Dopiero sobota okazała się bez deszczu. I postanowiliśmy dzieciom urządzić znów rajd pieszy – w dużej mierze po Ojcowskim Parku Narodowym. A że był to również Światowy Dzień Gwiezdnych Wojen – Księciunio miał za zadanie poszukiwanie czegoś, co kojarzyłoby mu się z Gwiezdnymi Wojnami. A oto nasze skojarzenia:

To jest las z VI części Gwiezdnych Wojen – na księżycu Endor. A to zwalone drzewo mogłoby z pewnością być kryjówką Ewokich (pamiętacie – to te miśkowate stworki).

A tu znaleźliśmy okolice moczar, na których w V i VI części mieszkał Yoda ;).

I w końcu wodospad – to już widoczek z Naboo. Brakuje tylko Anakina i Padme ;).

Nie wiele tego znaleźliśmy, ale też były i inne rzeczy do oglądania :).

Od granicy Ojcowa – parkingu na Złotej Górze, poprzez ruiny Zamku w Ojcowie aż do Jaskini Ciemnej i w drodze powrotnej przeszliśmy wszyscy około 8 km. I znów muszę przyznać – dzieciaki dzielnie maszerowały. Sporym przeżyciem było zwiedzania Jaskini, do której wchodzi się z zapalonymi świeczkami. Jaskinia jest ogromna i zwiedza się ją dosyć łatwo. My mieliśmy dodatkową atrakcję w postaci wielu nietoperzy z rodziny podkowcowatych. Mieliśmy je wręcz na wyciągnięcie ręki.

Po całodniowym marszu, Łobuz zasnął w aucie w drodze powrotnej i obudził się dopiero rano, po 7.00 :)

Ostatni dzień przywitał nas słońcem, więc w drodze do domu zdecydowaliśmy się jeszcze odwiedzić zamek w Olsztynie. Oczywiście jednak nie obyło się bez deszczu ;). Przyznam też, że po tylu dniach zwiedzania ruin, dzieci były bardziej zainteresowane skakańcami i pobliskim placem zabaw niż samym zamkiem. Szkoda tylko, że znów było mokro i nie mogliśmy zrobić pikniku, który mieliśmy w planie.

Podsumowując, największą i niezaprzeczalną atrakcją Majówki były ślimaki, których muszle były większe od monety pięciozłotowej. Księciunio nawet przywiózł sobie taką pustą muszlę ze sobą. A Łobuz roztkliwiał się i oglądał każdego napotkanego ślimaczka, bez względu na wielkość.

Tak, czy owak cała Majówka była fajna. Mieliśmy tylko problem z opanowaniem Księciunia, który nakręcał całe towarzystwo, wspinałby się na złamanie karku i generalnie, zanim my zdążyliśmy gdzieś wejść, to już pieć razy wszystko obejrzał i chciał wychodzić. Przez co momentami atmosfera robiła się nieco nerwowa. Ale tak to już bywa… Miejmy nadzieję, że do następnego wyjazdu nieco spoważnieje, bo jeśli miałby się tak szalenie zachowywać w Londynie, to … chyba nie pojedziemy ;)

A tu jeszcze parę zdjęć z pierwszej części Majowki :)

This slideshow requires JavaScript.

Pierwsza część relacji z majówki o TU

Zaszufladkowano do kategorii Bywamy, Podróże | Tagi: Jaskinia Ciemna, Jura krakowsko-częstochowska, Kamienica Hipolitów, Muzeum Przyrodnicze, Nie garb się, Ogrodzieniec, Ojców Kraków, Olsztyn, quest, Światowy dzień gwiezdnych wojen | Napisz odpowiedź

Krótka relacja z pierwszej części Majówki

Nasza Majówka stulecia trwa przez całe 9 dni! W tym czasie odwiedziliśmy dziadków, a teraz pozostały tydzień spędzamy zwiedzając wzdłuż i wszerz Jurę Krakowsko-Częstochowską.

U dziadków było wielkie grzebanie w ziemi – w domku „lotniskowym”, który dzieci zorganizowały sobie w kępie drzew, pomiędzy drogą a odgrodzoną działką, na której budowany jest nowy budynek. Ogrodzenie jest z blachy – więc dzieci wykorzystują to jako „ścianę”. W sobotę – grzebali w ziemi przez trzy czwarte dnia – poza przerwami na posiłki. Wrócili pod wieczór, obejrzeć bajki. Łobuz w między czasie zapomniał pobiec do ubikacji, więc po niej były dwa komplety ciuchów do prania. Po Nati i Księciuniu – po jednym. Więc w sobotę wieczór pracę przejęła pralka. I to nie taka super-hiper max wypasiona, jak u Matki Sanepid. Ale też fajna. Po godzinie ubrania były jakby dzieci wcale nie grzebały się w błotku, a rano – wszystko było suche i gotowe do kolejnego brojenia.

Niestety niedziela przywitała nas brzydką pogodą. Cóż było robić – dziewczyny wybrały się najpierw na pokazy gimnastyki artystycznej, a potem – uzupełnić zapasy spożywcze przed Wielką Majówką. I w poniedziałek wyruszyliśmy dalej.

Muszę przyznać, że w poniedziałek Księciunio przeszedł samego siebie. Zwykle jest tak, że jak gdzieś przyjeżdżamy, to pierwszy dzień dla niego jest bardzo ciężki. Biega, jak młody piesek obwąchując wszystkie kąty. Musi spróbować wszystkiego, już, teraz, zaraz, nie ważne, że przez następne parę dni będziemy w tym samym miejscu. Pod wieczór – atmosfera wokół niego była na tyle gęsta, że mieliśmy go ochotę ukisić w stojących na podwórku naszego „fotelu” (jak to mówi Łobuz) beczkach. Na szczęście szybko zasnął, a my z nim. Ale zanim jeszcze zasnęliśmy – odwiedziliśmy zamek Pieskowa Skała i Maczugę Herkulesa.

Wtorek za to był dniem słodkiej zemsty :). Postanowiliśmy przegonić dzieciaki trochę na piechotkę. I tak z Woli Kaliskiej wyruszyliśmy ślicznym szlakiem do Ojcowa i dalej do Groty Łokietka. I tu, czapki z głów, dzieciaki w marszu spisały się na medal. Nie jęczały, nie marudziły, podziwiały przyrodę (mega-giga ślimaki ;)), bobrowe żeremie (i nawet obgryzione przez bobry drzewa napotkaliśmy) i całą masę wapiennych skał. W drugą stronę odpuściliśmy tylko Łobuzowi, który wędrował na „baranach” mamy i taty, ale tylko dlatego, żebyśmy szybciej dotarli do miejsca noclegu. I tu – cudowne ozdrowienie zmęczonych 3 par małych nóżek – jeszcze przez godzinę kopali w piłkę przed domem. Bżesz, skąd ta dzieciarnia bierze tyle siły!!!???!!!

Ale, ale, tak sobie myślę, jak my do tego Londynu pojedziemy? To znaczy – nie chodzi mi o środek transportu tylko zapakowanie. Jadąc na 9 dni we czwórkę – mamy dwie torby podróżne, 4 plecaki i pierdylion reklamówek. Czy ktoś mnie może nauczyć pakować dzieciom rozsądną liczbę rzeczy? Bo zwykle, jak czegoś nie wezmę, to jest mi to najbardziej potrzebne i to już pierwszej dobie pobytu poza domem. Jak się pakujecie na podróże z dzieciakami, tak, żeby się ograniczyć do wszystkich potrzebnych rzeczy, nie prać (nie cierpię prać w rękach) i jeszcze wszystko pomieścić? Przecież w samolocie będziemy mieli ograniczony bagaż, nie to co we własnym aucie… Jeśli macie jakieś sprawdzone sposoby – pls, poradźcie mi coś!!!

PS. A słyszeliście już o akcji Trójki „Orzeł Może”? Moje dzieciaki już podłapały piosenkę (mnie zresztą też wpadła w ucho):

Zaszufladkowano do kategorii Bywamy, Podróże | Tagi: Grota Łokietka, Jura krakowsko-częstochowska, majówka, Ojców | 3 odpowiedzi